Dojechałam z synem akurat w chwili gdy zaczynał się pierwszy bieg z serii juniorskiej. Pomimo mrozu była spora grupa najmłodszych uczestników. Kiedy odbieraliśmy swoje numery było tak zimno, że zamarzły długopisy i musieliśmy podpisać się ołówkami. Mieliśmy chwilę czasu więc zrobiliśmy małą rozgrzewkę po trasie biegu kategorii D4. Zaraz po 10 syn stanął na starcie. Założenie było jedno - nie skręcić nogi przed balem (no i oczywiście wygrać ;) ). Udało się jedno i drugie. To już trzecie jego zwycięstwo w tej serii.
Podczas
tego biegu podeszła do mnie czytelniczka bloga, Kramika, która swoimi
komentarzami zmobilizowała mnie do napisania poprzedniej relacji z
biegu. Przemiła osoba. Jej syn też brał udział w biegu i zajął 3
miejsce w swojej kategorii. Gratulacje.
Potem
chwila przerwy przed biegiem głównym, więc w ramach rozgrzewki mała
przebieżka z kolegą. Było mi tak potwornie zimno, że zamarzł mi nos.
Miałam wrażenie, że zaraz mi odpadnie. Obawiałam się, że jednak źle
się ubrałam. Zmarzły mi też ręce, ale tutaj poratował mnie syn.
Zamienił się ze mną rękawiczkami i było dobrze. Na linii startu
zobaczyłam biegacza w krótkich spodenkach. Wzbudzał ogólne
zainteresowanie (a może raczej zdziwienie). O 11 ruszyliśmy. Nie
pędziłam, bo wiedziałam, że pod śniegiem kryje się gdzieniegdzie lód
oraz korzenie, mnóstwo korzeni. Pierwszy kilometr w tempie około
5:45 (nie wiem dokładnie, bo włączyłam telefon chwilę przed startem),
drugi trochę szybciej 5:40, a czwarty o dziwo 4:44. Dawno nie
przebiegłam kilometra w takim tempie. Czas końcowy może nie zachwyca,
ale wstydzić się nie ma czego: brutto 26:26, netto 26:14. Tym sposobem
cykl mam już zaliczony i to jakiej pięknej scenerii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.