Drugi bieg w tym sezonie z serii City
Trail. Tym razem startowaliśmy we trójkę. Zaczęła córka w kategorii D2
na dystansie 600 m. Byłyśmy chwilę wcześniej, ale znowu
niewystarczająco wcześnie. Ominął nas jednak bieg na start tak jak to
było poprzednim razem. Córa dała z siebie wszystko i pięknie dobiegła
na metę nie dając się wyprzedzić na ostatnich metrach. Pomimo tego, że
była ostatnią dziewczyną obyło się bez płaczu, a skończyło się na super
zabawie z koleżanką po biegu. O to właśnie chodzi, prawda?
Zaraz za córką biegł syn. Najstarsza
kategoria w City Trail Junior i dystans 2000 m. Startowało tylko 6 osób
- 2 dziewczyny i 4 chłopaków. Syn dobiegł pierwszy. Według
oficjalnych wyników z czasem 7:15, dokładnie 30 s przed następnym
zawodnikiem. Na zdjęciach mamy nieco inne wyniki (7:12, a drugi
zawodnik około 7:40), ale pomiar tutaj odbywa się nie przez czipy, a z
kamerki. Syn miał podwójne zadanie tego dnia, ponieważ poza biegiem od
rana był na zawodach jako wolontariusz. Po biegu szybko wrócił do
swoich zadań.
Po ostatnim biegu z serii junior
przyszedł czas na bieg główny. Tym razem wyznaczono dwie strefy
startowe. Ustawiłam się tuż pod flagą z czasem 25 min. Biegło mi się
zdecydowanie lepiej niż poprzednim razem. Nastawiłam się na delikatny
bieg, a nie na życiówki. To nie czas i miejsce. Wiedziałam tylko, że
muszę dobrze zacząć, bo pierwszy kawałek trasy jest dość wąski, a nie
lubię biec wolniej niż mogę. Tak jak poprzednio biegłam na wyczucie.
Miałam przy sobie telefon, ale przez 5 km nie złapał sygnału GPS. Jakoś
mi to nie przeszkadzało. W okolicy 4 km natknęłam się na dziewczynę, z
którą wbiegałam na metę Drugiej Dychy. Zamieniliśmy dwa słowa, ale
miałam trochę za dużą zadyszkę na dłuższą konwersację. Pod koniec trasy
złapała mnie kolka, ale nie na tyle duża, żeby się zatrzymać. Kilkaset
metrów przed metą podbiegła do mnie córka i przebiegłyśmy razem
kilkanaście metrów. Na ostatniej prostej starałam się wykrzesać
ostatnie siły i wyprzedzić panie, które akurat biegły. Jednak okazało
się, że panie miały większy zapas sił i nie dały się wyprzedzić. Finisz
był za to ładny. Wpadłam na metę z wielkim uśmiechem i czasem brutto
25:17 (netto 25:01). 202 m-ce na 312. Jeszcze kilka miesięcy temu,
nie uwierzyłabym, że mogę w takim czasie przebiec 5 km w terenie. Teraz
czekamy na bieg grudniowy. Oj będzie zimno, będzie.