Już
kiedyś pisałam, że ubóstwiam Ainsley'a Harriot'a, chyba nie mniej nić
Nigellę. Bądź co bądź to w końcu facet i to niczego sobie. A do tego
jak gotuje. Dużo bym dała za posiłek przyszykowany przez niego. Ale
jak na razie mogę tylko, albo może aż, sama sobie szykować to co poleca. Tym razem padło na muffiny, a że maliny w pełni to nie mogło się obyć bez nich.
Składniki:
300g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
150g cukru trzcinowego
1 jajko
ekstrakt waniliowy
225 ml mleka
50g masła
tabliczka białej czekolady
maliny
Wykonanie: Mąkę z proszkiem przesiać przez sito do miski. Wsypać cukier, wbić jajko. Dodać kilka łyżeczek ekstraktu waniliowego oraz mleko, wymieszać. Wlać roztopione masło i mieszać do uzyskania jednolitej masy. Pokroić czekoladę na niezbyt duże kawałki (nie rozdrabniać zbyt mocno). Zostawić garstkę kawałków do dekoracji, resztę wrzucić do ciasta. Dodać maliny, kilka odłożyć do dekoracji. Wymieszać delikatnie, tak, by nie rozgnieść owoców. Foremki do muffinów wyłożyć pergaminem. Nabierać ciasto łyżką i palcem zsuwać do foremek. Zrobić na środku wgłębienie w cieście i ułożyć tam malinę, posypać kawałeczkami czekolady. Foremki ustawić na blasze i włożyć do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Piec około pół godziny, aż babeczki się przyrumienią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.