Kiedy rok temu ujrzałam tę frużelinę u Komarki wiedziałam, że ją zrobię. Musiałam poczekać rok, bo wtedy u nas było już po sezonie wiśniowym. Czekałam więc cierpliwie i kiedy wreszcie w sadzie urwaliśmy 4 łubianki wiśni, a potem rodzinnie je drylowaliśmy (ile było przy tym śmiechu), zabrałam się wreszcie do roboty. Postanowiłam, że zrobię od razu z 4 kilogramów. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Teraz mamy zapas na długie zimowe wieczory i poranki, kiedy będziemy ją jedli z ulubionymi placuszkami albo z ... a z czym zobaczycie już niedługo.
Składniki:
około 2 kg wiśni,
1/2 kg cukru,
opakowanie żel-fixu
Wykonanie: Wiśnie umyć, wydrylować. Połowę wiśni zasypać cukrem (zasypałam mniej więcej 1/5 z przepisu) i podgrzać, aby puściły sok (można zrobić to z pomocą sokownika). Kiedy się rozgotują, odcedzić, najlepiej przez sito i gazę, aby uzyskać jak najwięcej soku. Sok jeszcze raz podgrzać, dodać cukier (dałam resztę z tego co zostało) i kiedy rozpuści się, dodać drugą połowę wiśni. 3/4 opakowania żel-fixu* (ja dałam całe) wsypać do soku z wiśniami i według przepisu na odwrocie, gotować 1 minutę. Gorącą frużelinę przełożyć do słoików, szczelnie zamknąć i ustawić dnem do góry. Pozostawić do całkowitego ostygnięcia. * jeżeli chcecie uzyskać gęstszą frużelinę, dodajcie całe opakowanie żel-fixu. Frużelina powinna mieć konsystencję żelu, nie ścisłej galaretki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.