24.12.2015
21.12.2015
Tort żydowski
Tort inny niż wszystkie. Będziecie nim albo zachwyceni, albo zupełnie
nie przypadnie Wam do gustu. Tort oraz opis wykonania przygotowała moja
mama z przepisu, który dostała od swojej sąsiadki. Jest mocno
alkoholowy, z ogromną ilością bakalii, więc spokojnie nada się na
święta. Z podanych składników wychodzi bardzo wysoki tort, więc
spokojnie możecie zrobić z połowy porcji (z 7 placków). Mamuś
dziękuję za pomoc.
18.12.2015
Śledź po japońsku
Śledzie po japońsku pojawiały się u mnie w rodzinnym domu przy okazji
różnych imprez. Pamiętam, że jako dziecko jadłam z tej sałatki wszystko
poza śledziami właśnie. Teraz jem już sałatkę w całości i muszę
przyznać, że bardzo ją lubię.
16.12.2015
Rybne kołaczki
Kolejny przepis z książki "Ryby są super" Karola Okrasy i Doroty
Wellman. Cudowne bułeczki z rybnym nadzieniem. U nas był podane na
obiad w towarzystwie surówki z kiszonej kapusty. Z tych ilości upiekłam
6 sporych bułek, więc spokojnie wystarczyło na obiad dla nas
wszystkich.
14.12.2015
Świecznki piernikowe
11.12.2015
Pieczony omlet piernikowy - Dutch Baby
Kilka dni temu pokazała go Ptasia.
Bardzo lubimy omlet królewski, a ten wydał mi się odrobinę podobny.
Dlatego przy pierwszej nadarzającej się okazji przygotowałam go na
śniadanie. Zjadałyśmy z córką z apetytem i już pod koniec śniadania
żałowałam, że nie przygotowałam podwójnej porcji. Przepis pochodzi z
książki "Simply Nigella".
10.12.2015
Śledź curry
Przepis na tego śledzia dostałam w ubiegłym roku od koleżanki.
Powiedziała, że to był hit poprzednich świąt i niej w domu. Zrobiłam i
muszę przyznać, że bardzo mi smakowało, pomimo tego, że dałam
zdecydowanie za dużo majonezu. Potem okazało się, że identyczne śledzie
zrobiła też ciocia (z odpowiednią ilością sosu). W tym roku na pewno
powtórzę.
8.12.2015
Przyprawa do piernika
Od kilku lat robię przyprawę z przepisu Eweliny. Jak dla mnie nie ma lepszej. Na blogu od 4 lat jest jej wersja oryginalna,
oraz kilka jej wariacji. Tym razem kolejna, podyktowana brakiem
pomarańczy bio w sklepie. Zastąpiłam je mandarynkami i ponownie jestem
zachwycona. Tak że do roboty. Suszcie skórki (koniecznie te
niewoskowane) i zabierajcie się za mielenie. Nie będziecie żałować.
7.12.2015
Dorsz w razowej panierce
Staram się na piątkowy obiad
przygotowywać rybę. Nie zawsze mi się to udaje, ale ostatnio dostałam
książkę "Ryby są super" z Kuchni Lidla i pomyślałam, że piątkowy obiad
to doskonała okazja na wypróbowanie przepisu. Na pierwszy ogień poszedł
dorsz w razowej panierce. W książce jest on podany z sałatką z
brokułów i paprykową salsą, ale u mnie był w towarzystwie pieczonym
ziemniaczków w tymianku (klik) i kapusty. Polecam i na pewno wypróbuję kolejne przepisy.
5.12.2015
Pani Walewska
Jakiś czas temu kolega przyniósł do pracy to ciasto. Ponieważ nigdy
wcześniej nie jadłam tak dobrej Pani Walewskiej poprosiłam o przepis.
Po kilku dniach dostałam piękny, odręcznie napisany przepis z adnotacją:
Pani Walewska według przepisu babci Zosi. Zrobiłam na imieniny mojego
taty. Nie wyszła może aż tak dobra jak ta oryginalna, ale jest naprawdę
pyszna. W końcu druga nazwa tego ciasto to Pychotka.
Składniki:
Ciasto kruche:
- 2 szklanki mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 cukier waniliowy (dałam 1 łyżkę domowego)
- 1/2 szklanki cukru pudru
- 200 g masła roślinnego (dałam masło ekstra)
- 4 żółtka
- 1 słoik dżemu z czarnej porzeczki
Beza:
- 4 białka
- 2 szklanki cukru pudru
- 2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 szklanka zmiażdżonych orzechów
Krem budyniowy:
- 0,5 l mleka
- 2 łyżki mąki pszennej
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 cukier waniliowy (dałam 1 łyżkę domowego)
- 2 żółtka
- 250 g masła roślinnego (dałam ekstra)
Wykonanie:
Przygotować
ciasto kruche. Mąkę przesiać z proszkiem i cukrem waniliowym. Dodać
cukier puder, masło pokrojone w kostkę i 4 żółtka. Szybko zagnieść
ciasto siekając (ja robiłam w robocie). Gotowe ciasto podzielić na 2
równe części. Na papierze do pieczenia rozwałkować 2 prostokątne
placki. Każdy posmarować dżemem porzeczkowym. Wstawić do piekarnika
nagrzanego do 175 stopni na 15 - 17 minut. Wyjąć, ostudzić.
Przygotować
bezę. Białka ubić na sztywno dodają cukier puder i mąkę ziemniaczaną.
Tak ubita bezę rozsmarować na upieczonych i ostudzonych spodach.
Posypać posiekanymi orzechami. Piec w piekarniku rozgrzanym do 175
stopni przez 15 minut.
Przygotować
krem budyniowy. Odlać 0,5 szklanki mleka. Rozmieszać w nim mąki,
cukier i żółtka. Pozostałe mleko zagotować. Do gotującego się mleka
wlać przegotowaną zawiesiną i zagotować cały czas mieszając. Budyń
ostudzić. Masło utrzeć dodając po jednej łyżce zimnego budyniu. Gotowy
krem budyniowy wyłożyć na jeden ostudzony placek i przykryć drugim.
Schłodzić w lodówce.
2.12.2015
Śledzie w śmietanie
Na blogu jest już przepis na śledzie w śmietanie. Tym razem jednak, za sprawą Edytki, dodałam do śledzi starte jabłko. Muszę przyznać, że taka wersja smakuje mi chyba jeszcze bardziej.
Składniki:
- 300 g płatów śledziowych
- 250 g cebuli cukrowej
- 1/2 łyżki cukru
- 1 nieduże jabłko starte na dużych oczkach
na sos:
- 125 g majonezu
- 175 g jogurtu naturalnego
- 1,5 łyżki cukru
- świeżo zmielony pieprz
Wykonanie:
Śledzie
namoczyć przez kilka godzin w wodzie. Osuszyć i pokroić na niewielkie
kawałki. Cebulę pokroić w półplasterki i zasypać połową cukru.
Odstawić na około kwadrans, żeby cebula puściła sok. Odcisnąć sok.
Cebulę dodać do śledzi, dodać starte jabłko. Wymieszać majonez z
jogurtem, doprawić pozostałym cukrem i pieprzem. Wymieszać ze śledziami
i odstawić do lodówki, żeby całość się przegryzła.
1.12.2015
City Trail - 28.11.15
Drugi bieg w tym sezonie z serii City
Trail. Tym razem startowaliśmy we trójkę. Zaczęła córka w kategorii D2
na dystansie 600 m. Byłyśmy chwilę wcześniej, ale znowu
niewystarczająco wcześnie. Ominął nas jednak bieg na start tak jak to
było poprzednim razem. Córa dała z siebie wszystko i pięknie dobiegła
na metę nie dając się wyprzedzić na ostatnich metrach. Pomimo tego, że
była ostatnią dziewczyną obyło się bez płaczu, a skończyło się na super
zabawie z koleżanką po biegu. O to właśnie chodzi, prawda?
Zaraz za córką biegł syn. Najstarsza kategoria w City Trail Junior i dystans 2000 m. Startowało tylko 6 osób - 2 dziewczyny i 4 chłopaków. Syn dobiegł pierwszy. Według oficjalnych wyników z czasem 7:15, dokładnie 30 s przed następnym zawodnikiem. Na zdjęciach mamy nieco inne wyniki (7:12, a drugi zawodnik około 7:40), ale pomiar tutaj odbywa się nie przez czipy, a z kamerki. Syn miał podwójne zadanie tego dnia, ponieważ poza biegiem od rana był na zawodach jako wolontariusz. Po biegu szybko wrócił do swoich zadań.
Po ostatnim biegu z serii junior przyszedł czas na bieg główny. Tym razem wyznaczono dwie strefy startowe. Ustawiłam się tuż pod flagą z czasem 25 min. Biegło mi się zdecydowanie lepiej niż poprzednim razem. Nastawiłam się na delikatny bieg, a nie na życiówki. To nie czas i miejsce. Wiedziałam tylko, że muszę dobrze zacząć, bo pierwszy kawałek trasy jest dość wąski, a nie lubię biec wolniej niż mogę. Tak jak poprzednio biegłam na wyczucie. Miałam przy sobie telefon, ale przez 5 km nie złapał sygnału GPS. Jakoś mi to nie przeszkadzało. W okolicy 4 km natknęłam się na dziewczynę, z którą wbiegałam na metę Drugiej Dychy. Zamieniliśmy dwa słowa, ale miałam trochę za dużą zadyszkę na dłuższą konwersację. Pod koniec trasy złapała mnie kolka, ale nie na tyle duża, żeby się zatrzymać. Kilkaset metrów przed metą podbiegła do mnie córka i przebiegłyśmy razem kilkanaście metrów. Na ostatniej prostej starałam się wykrzesać ostatnie siły i wyprzedzić panie, które akurat biegły. Jednak okazało się, że panie miały większy zapas sił i nie dały się wyprzedzić. Finisz był za to ładny. Wpadłam na metę z wielkim uśmiechem i czasem brutto 25:17 (netto 25:01). 202 m-ce na 312. Jeszcze kilka miesięcy temu, nie uwierzyłabym, że mogę w takim czasie przebiec 5 km w terenie. Teraz czekamy na bieg grudniowy. Oj będzie zimno, będzie.
Zaraz za córką biegł syn. Najstarsza kategoria w City Trail Junior i dystans 2000 m. Startowało tylko 6 osób - 2 dziewczyny i 4 chłopaków. Syn dobiegł pierwszy. Według oficjalnych wyników z czasem 7:15, dokładnie 30 s przed następnym zawodnikiem. Na zdjęciach mamy nieco inne wyniki (7:12, a drugi zawodnik około 7:40), ale pomiar tutaj odbywa się nie przez czipy, a z kamerki. Syn miał podwójne zadanie tego dnia, ponieważ poza biegiem od rana był na zawodach jako wolontariusz. Po biegu szybko wrócił do swoich zadań.
Po ostatnim biegu z serii junior przyszedł czas na bieg główny. Tym razem wyznaczono dwie strefy startowe. Ustawiłam się tuż pod flagą z czasem 25 min. Biegło mi się zdecydowanie lepiej niż poprzednim razem. Nastawiłam się na delikatny bieg, a nie na życiówki. To nie czas i miejsce. Wiedziałam tylko, że muszę dobrze zacząć, bo pierwszy kawałek trasy jest dość wąski, a nie lubię biec wolniej niż mogę. Tak jak poprzednio biegłam na wyczucie. Miałam przy sobie telefon, ale przez 5 km nie złapał sygnału GPS. Jakoś mi to nie przeszkadzało. W okolicy 4 km natknęłam się na dziewczynę, z którą wbiegałam na metę Drugiej Dychy. Zamieniliśmy dwa słowa, ale miałam trochę za dużą zadyszkę na dłuższą konwersację. Pod koniec trasy złapała mnie kolka, ale nie na tyle duża, żeby się zatrzymać. Kilkaset metrów przed metą podbiegła do mnie córka i przebiegłyśmy razem kilkanaście metrów. Na ostatniej prostej starałam się wykrzesać ostatnie siły i wyprzedzić panie, które akurat biegły. Jednak okazało się, że panie miały większy zapas sił i nie dały się wyprzedzić. Finisz był za to ładny. Wpadłam na metę z wielkim uśmiechem i czasem brutto 25:17 (netto 25:01). 202 m-ce na 312. Jeszcze kilka miesięcy temu, nie uwierzyłabym, że mogę w takim czasie przebiec 5 km w terenie. Teraz czekamy na bieg grudniowy. Oj będzie zimno, będzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)