Wczoraj wieczorem otworzyłam lodówkę, a tam ani marchewki, ani pietruszki a ja muszę ugotować zupę, bo córcia nie zaśnie w południe jak nie zje zupki. No i na całe szczęście przypomniał mi się pewien przepis. Przepis w oryginale pochodzi od Nigelli, ale widziałam go już na kilku blogach w modyfikacjach większych lub mniejszych. No i oczywiście byli tacy, którzy się zupą zachwycali jak i Ci, którzy twierdzili, że jest okropna. Do mnie przepis przemówił no i brak skladników do ugotowania innej zupy zmusił mnie do wypróbowania. Efekt? 2 do 2. Małżonek stwierdził, że on lubi te piosenki, które już wcześniej słyszał (czyli rozumiem, że powinnam robić ją częściej to mu posmakuje ;), synio zjadł 2 łyżki (a należy do tych, którzy zjadają pól litra zupy i im mało), córcia stwierdziła, że przepyszna a ja też podzielam jej zdanie.
Mój przepis zawiera pewne modyfikacje wynikające z zawartości lodówki i zamrażarki w dniu wczorajszym
Składniki:
- 750 ml wody (dałam więcej bo potrzebowałam przynajmniej 4 porcji)
- 375 g mrożonego groszku (dałam 350 bo tyle było w torbie)
- 2 dymki (dałam zwykłe cebule)
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki soku z limonki (dałam z cytryny)
- 4 łyżki świeżego pesto (dałam ze słoika)
Dodatkowo dałam
- 450 g mrożonej fasolki szparagowej
- 1 małego pora
Wykonanie:
Zagotować wodę . W międzyczasie opaliłam 1 cebulę nad ogniem, a drugą zeszkliłam drobno posiekaną na patelni (to moja modyfikacja). Na wrzątek wrzucić groszek, fasolkę, pora, cebule i dodać sól i sok z limonki/cytryny. Gotować około 7 minut. Wyjąć dymkę (ja zostawiłam cebulki i pora też) i wszystko zmiksować w blenderze, dodając pesto. Ja moją zupkę udekorowałam kolendrą.