Dostałam
ostatnio od mojej koleżanki Joli wielką księgę "Simply delicious".
Leżała sobie na stole i córcia zaczęła oglądać. Pokazała na ten przepis
i powiedziała "O to zrobimy". Ponieważ mieli być goście to
zrobiłyśmy. Okazało się, że ciasto (spód) beznadziejne. Musiałam
ratować je już na etapie zagniatania. Potem wyszło za twarde. Masa
tężała powoli, ale się udało (przepis podaję już z moimi małymi
zmianami). Dla mnie smak obłędny (poza spodem oczywiście), małżonek
stwierdził, że zbyt kwaśne. To można akurat poprawić dodając więcej
cukru.
Ponieważ spód jest po prostu niedobry nie daję przepisu. Można użyć swój ulubiony kruchy spód, lub skorzystać z tego lub tego przepisu.
Składniki (na 23 cm blachę):
- 3 jajka
- 55 + 30 g drobnego cukru (dałam waniliowy)
- 3 duże pomarańcze
- 1,5 łyżki żelatyny
- 50 ml ciepłej wody (lub nieco więcej)
Wykonanie:
Ciasto z dowolnego przepisu wykładamy na dnie i bokach tortownicy lub formy do tary (najlepiej z wyjmowanym dnem) i pieczemy na złoty kolor. Studzimy.
Jajka należy umyć a następnie sparzyć. Pomarańcze też myjemy i zalewamy wrzątkiem. Żółtka, 55 g cukru, skórkę startą z 3 pomarańczy ubijamy aż masa zgęstnieje. Żelatynę rozpuszczamy w 50 ml ciepłej wody. Wyciskamy sok z pomarańczy i dodajemy rozpuszczoną żelatynę - razem ma być 300 ml płynów. Jeśli mamy za mało soku dodajemy wodę (ja użyłam soku z 4 pomarańczy). Przestudzony sok dolewamy powoli do ubitych żółtek i nadal ubijamy, aż wszystko zacznie tężeć (ja wstawiałam na chwilę do lodówki, żeby przyspieszyć - niestety przesadziłam, co widać po grudkach). W drugiej misce ubijamy białka ze szczyptą soli i resztą cukru. Ubite białka delikatnie dodajemy do tężejącej masy żółtkowo-pomarańczowej. Gotową masę wylewamy na upieczony spód i wstawiamy do lodówki do całkowitego zastygnięcia. Dekorujemy plastrami pomarańczy.