24.12.2015
21.12.2015
Tort żydowski
Tort inny niż wszystkie. Będziecie nim albo zachwyceni, albo zupełnie
nie przypadnie Wam do gustu. Tort oraz opis wykonania przygotowała moja
mama z przepisu, który dostała od swojej sąsiadki. Jest mocno
alkoholowy, z ogromną ilością bakalii, więc spokojnie nada się na
święta. Z podanych składników wychodzi bardzo wysoki tort, więc
spokojnie możecie zrobić z połowy porcji (z 7 placków). Mamuś
dziękuję za pomoc.
18.12.2015
Śledź po japońsku
Śledzie po japońsku pojawiały się u mnie w rodzinnym domu przy okazji
różnych imprez. Pamiętam, że jako dziecko jadłam z tej sałatki wszystko
poza śledziami właśnie. Teraz jem już sałatkę w całości i muszę
przyznać, że bardzo ją lubię.
16.12.2015
Rybne kołaczki
Kolejny przepis z książki "Ryby są super" Karola Okrasy i Doroty
Wellman. Cudowne bułeczki z rybnym nadzieniem. U nas był podane na
obiad w towarzystwie surówki z kiszonej kapusty. Z tych ilości upiekłam
6 sporych bułek, więc spokojnie wystarczyło na obiad dla nas
wszystkich.
14.12.2015
Świecznki piernikowe
11.12.2015
Pieczony omlet piernikowy - Dutch Baby
Kilka dni temu pokazała go Ptasia.
Bardzo lubimy omlet królewski, a ten wydał mi się odrobinę podobny.
Dlatego przy pierwszej nadarzającej się okazji przygotowałam go na
śniadanie. Zjadałyśmy z córką z apetytem i już pod koniec śniadania
żałowałam, że nie przygotowałam podwójnej porcji. Przepis pochodzi z
książki "Simply Nigella".
10.12.2015
Śledź curry
Przepis na tego śledzia dostałam w ubiegłym roku od koleżanki.
Powiedziała, że to był hit poprzednich świąt i niej w domu. Zrobiłam i
muszę przyznać, że bardzo mi smakowało, pomimo tego, że dałam
zdecydowanie za dużo majonezu. Potem okazało się, że identyczne śledzie
zrobiła też ciocia (z odpowiednią ilością sosu). W tym roku na pewno
powtórzę.
8.12.2015
Przyprawa do piernika
Od kilku lat robię przyprawę z przepisu Eweliny. Jak dla mnie nie ma lepszej. Na blogu od 4 lat jest jej wersja oryginalna,
oraz kilka jej wariacji. Tym razem kolejna, podyktowana brakiem
pomarańczy bio w sklepie. Zastąpiłam je mandarynkami i ponownie jestem
zachwycona. Tak że do roboty. Suszcie skórki (koniecznie te
niewoskowane) i zabierajcie się za mielenie. Nie będziecie żałować.
7.12.2015
Dorsz w razowej panierce
Staram się na piątkowy obiad
przygotowywać rybę. Nie zawsze mi się to udaje, ale ostatnio dostałam
książkę "Ryby są super" z Kuchni Lidla i pomyślałam, że piątkowy obiad
to doskonała okazja na wypróbowanie przepisu. Na pierwszy ogień poszedł
dorsz w razowej panierce. W książce jest on podany z sałatką z
brokułów i paprykową salsą, ale u mnie był w towarzystwie pieczonym
ziemniaczków w tymianku (klik) i kapusty. Polecam i na pewno wypróbuję kolejne przepisy.
5.12.2015
Pani Walewska
Jakiś czas temu kolega przyniósł do pracy to ciasto. Ponieważ nigdy
wcześniej nie jadłam tak dobrej Pani Walewskiej poprosiłam o przepis.
Po kilku dniach dostałam piękny, odręcznie napisany przepis z adnotacją:
Pani Walewska według przepisu babci Zosi. Zrobiłam na imieniny mojego
taty. Nie wyszła może aż tak dobra jak ta oryginalna, ale jest naprawdę
pyszna. W końcu druga nazwa tego ciasto to Pychotka.
Składniki:
Ciasto kruche:
- 2 szklanki mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 cukier waniliowy (dałam 1 łyżkę domowego)
- 1/2 szklanki cukru pudru
- 200 g masła roślinnego (dałam masło ekstra)
- 4 żółtka
- 1 słoik dżemu z czarnej porzeczki
Beza:
- 4 białka
- 2 szklanki cukru pudru
- 2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 szklanka zmiażdżonych orzechów
Krem budyniowy:
- 0,5 l mleka
- 2 łyżki mąki pszennej
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 cukier waniliowy (dałam 1 łyżkę domowego)
- 2 żółtka
- 250 g masła roślinnego (dałam ekstra)
Wykonanie:
Przygotować
ciasto kruche. Mąkę przesiać z proszkiem i cukrem waniliowym. Dodać
cukier puder, masło pokrojone w kostkę i 4 żółtka. Szybko zagnieść
ciasto siekając (ja robiłam w robocie). Gotowe ciasto podzielić na 2
równe części. Na papierze do pieczenia rozwałkować 2 prostokątne
placki. Każdy posmarować dżemem porzeczkowym. Wstawić do piekarnika
nagrzanego do 175 stopni na 15 - 17 minut. Wyjąć, ostudzić.
Przygotować
bezę. Białka ubić na sztywno dodają cukier puder i mąkę ziemniaczaną.
Tak ubita bezę rozsmarować na upieczonych i ostudzonych spodach.
Posypać posiekanymi orzechami. Piec w piekarniku rozgrzanym do 175
stopni przez 15 minut.
Przygotować
krem budyniowy. Odlać 0,5 szklanki mleka. Rozmieszać w nim mąki,
cukier i żółtka. Pozostałe mleko zagotować. Do gotującego się mleka
wlać przegotowaną zawiesiną i zagotować cały czas mieszając. Budyń
ostudzić. Masło utrzeć dodając po jednej łyżce zimnego budyniu. Gotowy
krem budyniowy wyłożyć na jeden ostudzony placek i przykryć drugim.
Schłodzić w lodówce.
2.12.2015
Śledzie w śmietanie
Na blogu jest już przepis na śledzie w śmietanie. Tym razem jednak, za sprawą Edytki, dodałam do śledzi starte jabłko. Muszę przyznać, że taka wersja smakuje mi chyba jeszcze bardziej.
Składniki:
- 300 g płatów śledziowych
- 250 g cebuli cukrowej
- 1/2 łyżki cukru
- 1 nieduże jabłko starte na dużych oczkach
na sos:
- 125 g majonezu
- 175 g jogurtu naturalnego
- 1,5 łyżki cukru
- świeżo zmielony pieprz
Wykonanie:
Śledzie
namoczyć przez kilka godzin w wodzie. Osuszyć i pokroić na niewielkie
kawałki. Cebulę pokroić w półplasterki i zasypać połową cukru.
Odstawić na około kwadrans, żeby cebula puściła sok. Odcisnąć sok.
Cebulę dodać do śledzi, dodać starte jabłko. Wymieszać majonez z
jogurtem, doprawić pozostałym cukrem i pieprzem. Wymieszać ze śledziami
i odstawić do lodówki, żeby całość się przegryzła.
1.12.2015
City Trail - 28.11.15
Drugi bieg w tym sezonie z serii City
Trail. Tym razem startowaliśmy we trójkę. Zaczęła córka w kategorii D2
na dystansie 600 m. Byłyśmy chwilę wcześniej, ale znowu
niewystarczająco wcześnie. Ominął nas jednak bieg na start tak jak to
było poprzednim razem. Córa dała z siebie wszystko i pięknie dobiegła
na metę nie dając się wyprzedzić na ostatnich metrach. Pomimo tego, że
była ostatnią dziewczyną obyło się bez płaczu, a skończyło się na super
zabawie z koleżanką po biegu. O to właśnie chodzi, prawda?
Zaraz za córką biegł syn. Najstarsza kategoria w City Trail Junior i dystans 2000 m. Startowało tylko 6 osób - 2 dziewczyny i 4 chłopaków. Syn dobiegł pierwszy. Według oficjalnych wyników z czasem 7:15, dokładnie 30 s przed następnym zawodnikiem. Na zdjęciach mamy nieco inne wyniki (7:12, a drugi zawodnik około 7:40), ale pomiar tutaj odbywa się nie przez czipy, a z kamerki. Syn miał podwójne zadanie tego dnia, ponieważ poza biegiem od rana był na zawodach jako wolontariusz. Po biegu szybko wrócił do swoich zadań.
Po ostatnim biegu z serii junior przyszedł czas na bieg główny. Tym razem wyznaczono dwie strefy startowe. Ustawiłam się tuż pod flagą z czasem 25 min. Biegło mi się zdecydowanie lepiej niż poprzednim razem. Nastawiłam się na delikatny bieg, a nie na życiówki. To nie czas i miejsce. Wiedziałam tylko, że muszę dobrze zacząć, bo pierwszy kawałek trasy jest dość wąski, a nie lubię biec wolniej niż mogę. Tak jak poprzednio biegłam na wyczucie. Miałam przy sobie telefon, ale przez 5 km nie złapał sygnału GPS. Jakoś mi to nie przeszkadzało. W okolicy 4 km natknęłam się na dziewczynę, z którą wbiegałam na metę Drugiej Dychy. Zamieniliśmy dwa słowa, ale miałam trochę za dużą zadyszkę na dłuższą konwersację. Pod koniec trasy złapała mnie kolka, ale nie na tyle duża, żeby się zatrzymać. Kilkaset metrów przed metą podbiegła do mnie córka i przebiegłyśmy razem kilkanaście metrów. Na ostatniej prostej starałam się wykrzesać ostatnie siły i wyprzedzić panie, które akurat biegły. Jednak okazało się, że panie miały większy zapas sił i nie dały się wyprzedzić. Finisz był za to ładny. Wpadłam na metę z wielkim uśmiechem i czasem brutto 25:17 (netto 25:01). 202 m-ce na 312. Jeszcze kilka miesięcy temu, nie uwierzyłabym, że mogę w takim czasie przebiec 5 km w terenie. Teraz czekamy na bieg grudniowy. Oj będzie zimno, będzie.
Zaraz za córką biegł syn. Najstarsza kategoria w City Trail Junior i dystans 2000 m. Startowało tylko 6 osób - 2 dziewczyny i 4 chłopaków. Syn dobiegł pierwszy. Według oficjalnych wyników z czasem 7:15, dokładnie 30 s przed następnym zawodnikiem. Na zdjęciach mamy nieco inne wyniki (7:12, a drugi zawodnik około 7:40), ale pomiar tutaj odbywa się nie przez czipy, a z kamerki. Syn miał podwójne zadanie tego dnia, ponieważ poza biegiem od rana był na zawodach jako wolontariusz. Po biegu szybko wrócił do swoich zadań.
Po ostatnim biegu z serii junior przyszedł czas na bieg główny. Tym razem wyznaczono dwie strefy startowe. Ustawiłam się tuż pod flagą z czasem 25 min. Biegło mi się zdecydowanie lepiej niż poprzednim razem. Nastawiłam się na delikatny bieg, a nie na życiówki. To nie czas i miejsce. Wiedziałam tylko, że muszę dobrze zacząć, bo pierwszy kawałek trasy jest dość wąski, a nie lubię biec wolniej niż mogę. Tak jak poprzednio biegłam na wyczucie. Miałam przy sobie telefon, ale przez 5 km nie złapał sygnału GPS. Jakoś mi to nie przeszkadzało. W okolicy 4 km natknęłam się na dziewczynę, z którą wbiegałam na metę Drugiej Dychy. Zamieniliśmy dwa słowa, ale miałam trochę za dużą zadyszkę na dłuższą konwersację. Pod koniec trasy złapała mnie kolka, ale nie na tyle duża, żeby się zatrzymać. Kilkaset metrów przed metą podbiegła do mnie córka i przebiegłyśmy razem kilkanaście metrów. Na ostatniej prostej starałam się wykrzesać ostatnie siły i wyprzedzić panie, które akurat biegły. Jednak okazało się, że panie miały większy zapas sił i nie dały się wyprzedzić. Finisz był za to ładny. Wpadłam na metę z wielkim uśmiechem i czasem brutto 25:17 (netto 25:01). 202 m-ce na 312. Jeszcze kilka miesięcy temu, nie uwierzyłabym, że mogę w takim czasie przebiec 5 km w terenie. Teraz czekamy na bieg grudniowy. Oj będzie zimno, będzie.
25.11.2015
Druga Dycha do Maratonu - 25.11.2015
Kolejne świetne zawody. Niesamowita atmosfera, cudowni kibice i
wymagająca trasa. Na bieg szłam z założeniem, że mam jakoś doczłapać do
mety. Nie szły mi treningi, nie miałam siły, w piątek coś mi "wlazło" w
kolano. Kiedy wychodziłam z domu, powiedziałam synowi, że chcę się
zmieścić w godzinie. On tylko się uśmiechnął i powiedział, że przed
piątką mówiłam podobnie. Jak się okazało miał rację.
Dojechaliśmy
odpowiednio wcześnie, wspólna rozgrzewka i ustawienie na starcie.
Znowu stanęłam gdzieś pod koniec, bo przecież nie będę szybko biegła.
Wystrzał i po chwili już biegniemy. Po pierwszym kilometrze okazało
się, że biegnę trochę za szybko. Nie dam rady utrzymać tempa w okolicy
5:00 przez 10 km. Delikatnie zwolniłam, tym bardziej, że wiedziałam o
czekającym za chwilę podbiegu na Jana Pawła II. Tuż za 3 km na ulicy
znaczek z maratonu obwieszczający 32 km. Biegacz obok żartuje, że
pomylił chyba biegi, bo on chciał w dyszce, a nie w maratonie.
Biegniemy dalej, delikatnie zaczyna mżyć, ale nie jest źle. Nareszcie
podbieg na Jana Pawła i już wiem o czym wszyscy mówili. Teraz na 3, 4
kilometrze nie jest źle, ale na 32 nie będzie łatwo. Wiem to zbyt
dobrze. Skręt w Filaretów i jest wodopój. Łykam przeraźliwie zimną
wodę i gonię dalej. Zaraz będzie już tylko z górki. Tuż za zakrętem
nabieram wiatru w żagle i przyspieszam. Dobiegam do Politechniki i
widzę, albo może raczej słyszę kibicującą Elę. Wrzeszczę do niej, ona
do mnie i czuję jak przybywa mi sił. Gnam jeszcze szybciej. Zbieg
Piłsudskiego to najszybszy kilometr na trasie. Wiem, że już blisko, że
wystarczy mi sił. Potem podbieg na wiadukt i widać już Arenę. Od tej
chwili patrzę na dziewczyny przede mną. Jeszcze tę jedną chociaż
wyprzedzę i jeszcze tę. Zakręcam na stadion i widzę syna. Krzyczy
głośno: "Dawaj, dawaj, dasz radę. Jest 51." No to pędzę. Już stadion
i przede mną jeszcze jedna dziewczyna. Tę też wyprzedzam, a moje
głośne oddechy słychać chyba na całym stadionie. Jest meta i jakimś
cudem kolejna życiówka. 50 minut nie złamałam, ale nawet nie
planowałam, na to trzeba jeszcze zapracować. Jest 51,35 netto (brutto
52,52). 29 miejsce w kategorii wiekowej (na 108), 24 wśród mieszkanek
Lublina (na 111), 65 na 260 wśród kobiet. Radość i duma ogromna.
Potem
już tylko grochówka, zdjęcie z medalem i odebranie okolicznościowego
Buffa. Następna dycha będzie trudna. Nie dość, że w styczniu (zimno),
to jeszcze nocna (jeszcze zimnej). Życiówki pewnie nie będzie, ale nie
szkodzi.
23.11.2015
Śledź pod pierzynką - szuba
Tradycyjna świąteczna sałatka śledziowa. Istnieje kilka, jak nie
kilkanaście jej wersji. Ja jednak pokazuję taką, jaką robi moja mama.
Sałatkę warto zostawić na kilka godzin w lodówce, aby składniki się
przegryzły. Wtedy smakuje najlepiej.
Składniki:
- 2 płaty śledziowe
- 1 - 2 ugotowane buraki
- 2 jajka
- 2 ziemniaki
- 1 cebula czerwona
- majonez (1 - 2 łyżki)
- jogurt naturalny (1 - 2 łyżki)
- sól, pieprz
Wykonanie:
Śledzie
namoczyć w wodzie lub mleku. Po około 2 - 4 godzinach wyjąć i osuszyć.
Pokroić na kawałki. Jajka ugotować na twardo. Ziemniaki ugotować w
mundurkach, obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Buraki obrać, i
zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Cebulę posiekać. Jogurt
wymieszać z majonezem i doprawić do smaku. W naczyniu na dno wyłożyć
połowę śledzi. Na śledzie położyć połowę posiekanej cebulki.
Posmarować odrobiną sosu. Na to położyć ziemniaki i na wierzch
buraczki. Ponownie posmarować odrobiną sosu. Ułożyć warstwy od
początku, czyli śledzie, cebula, sos, ziemniaki, buraczki. Na wierzchu
zetrzeć jajko. Można udekorować natką pietruszki.
16.11.2015
Wrap / kanapka z pulled pork i jarmużem
Zachciało mi się ostatnio pulled pork. Nie dość, że smaczne, to potem
jeszcze można odskoczyć kilka pożywnych obiadów czy kanapek do szkoły.
Tym razem wieprzowinę zawinęłam w tortille i dodałam do niej jarmuż, a
drugiego dnia, jak już placków nie było użyłam pełnoziarnistych bułek.
Oj smakowało.
Składniki:
- pulled pork
- jarmuż
- mieszanka sałat
- ajvar
- jogurt naturalny
- koperek
- ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
- sól, pieprz
- tortille / bułki
Wykonanie:
Z
jogurtu, koperku i czosnku przygotować sos. Doprawić do smaku solą i
pieprzem. Bułki (przekrojone) lub tortille podgrzać w opiekaczu.
Posmarować ajwarem. Ułożyć na nich sałatę i porwany jarmuż. Na to to
położyć wieprzowinę. Polać odrobiną sosu jogurtowego i opcjonalnie
jeszcze odrobiną ajwaru. Wrapy zawinąć, bułkę przykryć drugą połówką.
Dobre na ciepło lub na zimno jako kanapka do pracy.
5.11.2015
Curry z dyni i soczewicy
Typowo jesienno - zimowe danie. Jest szybkie, smaczne i sycące.
Idealne na zaganiane dni, tym bardziej, że można je przygotować
wieczorem, a potem tylko odgrzać. Mam nawet wrażenie, że drugiego dnia
jest smaczniejsze.
Składniki:
- ok. 300 g dyni (np. butternut lub hokkaido)
- 100 - 150 g czerwonej soczewicy
- 400 ml mleczka kokosowego
- 1 - 2 łyżki czerwonej pasty curry
- 1 cebula
- odrobina oleju
Wykonanie:
W garnku
rozgrzać olej i podsmażyć posiekaną cebulę razem z pastą. Dynię obrać i
pokroić w kostkę dodać do cebuli i chwilę przesmażyć. Dolać mleczko i
ewentualnie dolać wodę tak, aby przykrywała dynię. Kiedy płyn się
zagotuje wrzucić przepłukaną soczewicę. Przykryć i gotować aż dynia i
soczewica będą ugotowane. Ewentualnie doprawić do smaku. Podczas
gotowania kontrolować poziom płynu i w razie potrzeby dolać odrobinę
wody. Podawać z ryżem.
3.11.2015
Zielony napój energetyczny
Rozpoczynam bezpośrednie przygotowania do maratonu. Zostało już tylko
26 tygodni, więc trzeba się ostro zabrać do pracy. W książce "Jedz i
biegaj" znajduje się przepis na napój, który Scott Jurek poleca jako
napój bezpośrednio przed długim wybieganiem. Dlaczego akurat przed
długim? Ponieważ spirulina, czyli zielony glon, wspomaga wydajność a
dodatkowo wzmacnia system odpornościowy i pomaga w odchudzaniu.
Wspaniale, prawda? Dodam, że napój jest wyjątkowo smaczny.
Składniki:
- 2 dojrzałe banany
- 1 szklanka kawałków świeżego lub mrożonego mango lub ananasa
- 3-4 szklanki wody (można zastąpić 1 szklankę sokiem jabłkowym)
- 2 łyżeczki proszku ze spiruliny
- 1 łyżeczka pasty miso
Wykonanie:
Wszystkie
składniki umieścić w blenderze i dokładnie zmiksować. Wpić od 2 do 4
szklanek napoju na kwadrans do 45 minut przed bieganiem.
29.10.2015
Muffinki migdałowe z jabłkami
Ostatnio dość rzadko piekę, ale od czasu do czasu ulegam. Szczególnie
kiedy dziecko wyjeżdża na weekend na konkurs i prosi o coś dobrego na
drogę. Czy może być coś szybszego niż muffiny? Zrobione w środku nocy,
rano zapakowane do pudełka. Kilka zostało do obfotografowania.
Ponownie zmodyfikowałam przepis z książki "What Katie Ate".
Składniki (na ok 15 sztuk):
- 185 g mąki orkiszowej typ 630
- 65 g zmielonych migdałów
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 100 g cukru trzcinowego drobnego
- 1 1/2 łyżeczki cynamonu
- szczypta soli morskiej
- 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
- ok. 150-180 ml ciepłej wody
- 120 g masła, stopionego, ostudzonego
- 2 lekko ubite jajka
- 1 jabłko, obrane, pokrojone w kostkę
- 50 g groszków czekoladowych (lub gorzkiej czekolady)
- 50 g płatków migdałowych
Wykonanie:
Formę do muffinek wyłożyć papilotkami. Piekarnik rozgrzać do 190 stopni.
Mąkę
wymieszać z proszkiem, mielonymi migdałami i solą. Dodać cukier i
cynamon. W osobnej misce wymieszać masło, wodę i jajka. Dolać do
miski z suchymi składnikami. Następnie dodać pokrojone jabłko,
czekoladę i ponownie wymieszać. Przełożyć do przygotowanej formy ciasto
(ciasto jest dość rzadkie). Na wierzchu posypać płatkami migdałów.
Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec około 25 minut, do suchego
patyczka.
Etykiety:
czekolada,
jabłka,
mąka orkiszowa,
migdały
23.10.2015
Orkiszowa tarta z prażonymi jabłkami
Tę tartę robiłam dwa razy w trakcie jednego tygodnia przy czym za drugim
razem miałam już zamówienie na podwójną porcję. Dodam, że nawet tej
było za mało. Na szczęście tartę robi się szybko, więc problemu nie
ma. Jeżeli chodzi o samo ciasto, jest to zmodyfikowany przepis z
książki "What Katie Ate" autorstwa Katie Davies.
Składniki:
- 260 g mąki orkiszowej typ 630
- 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 100 g drobnego cukru
- 125 g schłodzonego masła
- kilka łyżek zimnej wody
- ok. 500-600 g prażonych jabłek
Wykonanie:
Mąkę,
proszek i cukier przełożyć do miski. Dodać masło pokrojone w kostkę i
ucierać palcami (można też wyrobić robotem i ja tak robię). Kiedy
ciasto zaczyna przypominać okruchy dolać łyżkę wody i wymieszać. W
razie potrzeby dolać jeszcze jedną, dwie łyżki, aż ciasto ładnie zacznie
odchodzić od brzegów miski (ja dolewam zazwyczaj 2 łyżki wody). Ciasto
zawinąć w folię i schłodzić w lodówce przez około 30 minut.
Formę do
tarty o średnicy 24 cm posmarować masłem. Schłodzone ciasto wyjąć z
lodówki, oderwać około 1/4. Większą część delikatnie ocieplić i
rozwałkować. Wyłożyć dno i boki formy. Ciasto nakłuć widelcem. Na tak
przygotowane ciasto wyłożyć folię i obciążyć ją grochem. Wstawić do
piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec przez 10 minut. Wyjąć formę,
zdjąć folię z grochem. Na podpieczony spód wyłożyć uprażone jabłka.
Odłożony
kawałek ciasto cienko rozwałkować i wyciąć z niego paski. Paski ułożyć
na jabłkach formując z nich kratkę. Ciasto wstawić ponownie do
piekarnia na około 30 - 40 minut, aż kratka na wierzchu będzie rumiana.
21.10.2015
Chęć na Pięć - 18.10.2015
Pierwszy
w tegorocznej edycji bieg na 5 km w Lublinie. Tym razem startowaliśmy
wspólnie z synem, który pięknie debiutował w takich biegach.
Na dwa
dni przed biegiem byliśmy wspólnie na Teście Coopera. O ile on
wspaniale poprawił swój czerwcowy wynik i przebiegł 2940 m, o tyle ja
pobiegłam ponad 100 m gorzej niż poprzednio. Rzutem na taśmę uzyskałam
niby wynik bardzo dobry, ale pełni szczęścia nie było. Dlatego też do
niedzielnego biegu podchodziłam z rezerwą. Głęboko w sercu marzyłam o
wyniku w okolicach 25 minut, ale na głos mówiłam o złamaniu 26 minut,
czyli oficjalnej życiówki z marcowej piątki. O sierpniowej formie i
nieoficjalnym wyniku 23.09 mogłam zapomnieć.
Trasa
październikowej piątki była dość łatwa. Start i meta miała miejsce przy
otwartym kilka dni wcześniej Aqua Lublin. Nie było podbiegów, a to w
Lublinie naprawdę jest rzadkość, były za to dwie pętelki i jedna
nawrotka.
Stanęliśmy
z synem na starcie i już po chwili widziałam tylko jego plecy.
Starałam się nie biec zbyt szybko gdyż bałam się, że nie wystarczy mi
sił. Endomondo włączyłam na prawie pół minuty przed startem, więc kiedy
po pierwszym kilometrze usłyszałam czas 5:24 wiedziałam, że jest
przyzwoicie. Początkowo biegło mi się dość dobrze, robiło się coraz
cieplej i powoli kończyłam pierwszą pętelkę. Na nawrotce zobaczyłam
syna, który mi pomachał i poleciał dalej. Potem długo nie byłam w
stanie wypatrzeć już jego koszulki.
Drugi
kilometr z czasem 4:43 i zaczęłam czuć delikatne zmęczenie. Tłumaczyłam
sobie, że połowa już za mną, że tę trasę już znam i starałam się nie
tracić prędkości. Okazało się, że udało mi się to doskonale. Trzeci i
czwarty kilometr niemalże identycznie - 4:47, 4:48. Czułam już ogromne
zmęczenie, ale wiedziałam też, że będzie dobrze. Musiałam jedynie
wytrzymać do końca. Tuż przed ostatnim zakrętem zobaczyłam koszulkę syna
i widziałam jak pędzi do mety. Ja nie miałam już sił na przyspieszenie
na ostatniej prostej, ale kiedy zobaczyłam w oddali zegar i czas brutto
buzia sama się uśmiechała. Kilka metrów przed metą przybiłam piątkę
mojemu tacie i wiedziałam już, że się udało. Brutto 24:14, co
oznaczało, że jest oficjalna życiówka.
Oficjalnie wyniki netto: syna 21:52 i 9 miejsce w kategorii (piękny debiut, prawda?), mój 23:56.
Syn
powiedział, że uwierzył w siebie po tym biegu. Ja chyba w siebie też,
bo w niego wierzyłam od początku. Teraz ja czekam na listopadową
dyszkę, a on na marcową piątkę (plus pewnie City Trail) i jednak będę
trenować interwały, bo warto. Naprawdę warto.Zdjęcia autorstwa p. Dominiki Żurowicz, udostępnione za zgodą.
16.10.2015
Chleb pszenny na zakwasie / Wheat sourdough
Po raz 10 Zorra organizuje Światowy Dzień Chleba.
Ponieważ od ponad pół roku piekę chleb orkiszowy z jednego przepisu,
postanowiłam, że zrobię dzieciom przyjemność i upiekę "biały" chleb.
Wybrałam przepis Joli i upiekłam dwa ogromne bochny chleba.
Składniki ciasta właściwego:
Składniki na zaczyn:
- 55 g zakwasu żytniego dokarmionego 8-12 godzin wcześniej
- 255 g wody
- 170 g mąki pszennej chlebowej
Składniki ciasta właściwego:
- zaczyn
- 650 g mąki pszennej chlebowej
- 250 g wody (dałam odrobinę więcej)
- 2,5 łyżeczki soli
Wykonanie:
Składniki
zaczynu wymieszać i odstawić pod przykryciem na około 12 godzin. Po
tym czasie do całego zaczynu dodać mąkę i wodę. Wymieszać tak, aby
ciasto się połączyło i odstawić na około 20 - 25 minut do autolizy.
Następnie dodać sól i wyrabiać ciasto robotem przez kilka minut, aż
będzie elastyczne (można też wyrabiać ręcznie). Wyrobione ciasto
przełożyć do misy nasmarowanej olejem, przykryć i odstawić do wyrastania
na około 2,5 godziny. W tym czasie ciasto dwukrotnie odgazować.
Wyrośnięte ciasto wyłożyć na blat posypany lekko mąką i uformować
bochenek. Przełożyć go do kosza wyłożonego lnianą ściereczką i
posypanego mąką. Nakryć ściereczkę, włożyć do foliowego worka i
odstawić na około 3 godziny (w zależności od tego jak silny jest zakwas i
temperatury powietrza).
Piekarnik
z kamieniem rozgrzać do 240 stopni. Wyrośnięty chleb przełożyć na
łopatę, naciąć i wstawić do piekarnika. Piec przez 15 minut.
Zmniejszyć temperaturę do 210 stopni i piec chleb przez kolejne 10
minut. Następnie ponownie zwiększyć temperaturę i dopiekać chleb przez 5
minut (należy uważać, aby chleb się nie przypalił). Wystudzić na
kratce.
14.10.2015
Zupa z czerwonej soczewicy
Na dworze zimno, nadeszła więc pora na pożywne zupy. Ta jest bardzo zbliżona do jednej z naszych ulubionych, czyli zupy z łuskanego grochu. Dodałam naprawdę sporo soczewicy, bo zależało mi na bardzo gęstej zupie. Wypróbujcie koniecznie tej jesieni czy zimy.
Składniki :
- ok 1,5 l wywaru (warzywnego lub mięsnego)
- 250 g czerwonej soczewicy
- kilka ziemniaków
- majeranek
Wykonanie:
Do
gorącego wywaru wrzucić przepłukaną soczewicę. Dodać obrane, pokrojone w
kostkę ziemniaki i gotować zupę pod przykryciem, aż ziemniaki będą
ugotowane a soczewica się rozpadnie. Zupę doprawić do smaku.
12.10.2015
Naleśniki luksusowe
Jakiś czas temu Beatka pokazała
przepis na naleśniki luksusowe. Ponieważ akurat miałam taki obiad w
planach, postanowiłam wypróbować ten przepis. Naleśniki są niezwykle
żółte, cieniutkie, delikatne. Zdecydowanie wersja luksusowa. Od czasu
do czasu warto poświęcić te 6 jajek.
Składniki:
- 85 g (½ szklanki + 1 łyżka) mąki tortowej
- 85 g (½ szklanki + 1 łyżka) mąki pszennej chlebowej
- 40 g (3 łyżki) drobnego cukru
- 5 g (niepełna łyżeczka) soli morskiej
- 3 jajka
- 3 żółtka
- 85 g (6 łyżek) masła, stopionego i przestudzonego
- 370 ml (1½ szklanki) pełnotłustego mleka, podgrzanego
- 45 ml (3 łyżki) brandy
- do smażenia: klarowane masło
Wykonanie:
Mąki
wymieszać w misce z cukrem i solą. W misie robota ubić jajka i żółtka
na puszystą masę. Dodać przesiane mąki i wymieszać. Stopniowo dodawać
masło, wymieszać ciasto a następnie dodać ciepłe mleko i ponownie
wymieszać. Na koniec dolać brandy.
Gotowe
ciasto odstawić na około godzinę. Smażyć na patelni delikatnie
skropionej masłem klarowanym. Moja naleśniki smażyłam na patelni 20
cm. Odmierzałam po około 3 łyżki ciasta.
9.10.2015
Pigwówka
Nalewka, która urzeka bursztynowym kolorem i smakiem. Delikatna, ale nie za bardzo. Tak w sam raz. Przepis podejrzałam u Klaudyny,
ale dałam odrobinę inne przyprawy. Jeżeli uda Wam się dostać pigwę
(nie pigwowca!) zróbcie koniecznie. Ja będę powtarzać na pewno.
Składniki:
Wykonanie:
Pigwę umyć i pokroić w ćwiartki. Nie należy jej obierać ani wyrzucać pestek. Przełożyć do garnka i zasypać cukrem. Smażyć przez kilka minut cały czas mieszając. Dodać około 0,5 l wody, cynamon i szafran i gotować przez około 30 minut (należy uważać, bo może się zżelować). Syrop zostawić na noc, aby smaki się przegryzły. Odcedzić syrop. (Owoce można użyć do herbaty.) Przecedzony syrop gotujemy na małym ogniu tak, aby około 1/3 płynu odparowała. Studzimy. Do zimnego syropu dolewamy wódkę. Wlewamy do butelek. Do każdej butelki wkładamy laskę wanilii przekrojoną na pół. Odstawiamy na miesiąc do szafki. Po tym czasie wyjmujemy wanilię i filtrujemy.
Składniki:
- 1 kg pigwy
- 0,5 l – 0.7 wody
- 300 g cukru trzcinowego (można dać też 150 - 200 g)
- laska cynamonu
- szczypta szafranu
- laska wanilii na butelkę
- 0,5 l wódki
Wykonanie:
Pigwę umyć i pokroić w ćwiartki. Nie należy jej obierać ani wyrzucać pestek. Przełożyć do garnka i zasypać cukrem. Smażyć przez kilka minut cały czas mieszając. Dodać około 0,5 l wody, cynamon i szafran i gotować przez około 30 minut (należy uważać, bo może się zżelować). Syrop zostawić na noc, aby smaki się przegryzły. Odcedzić syrop. (Owoce można użyć do herbaty.) Przecedzony syrop gotujemy na małym ogniu tak, aby około 1/3 płynu odparowała. Studzimy. Do zimnego syropu dolewamy wódkę. Wlewamy do butelek. Do każdej butelki wkładamy laskę wanilii przekrojoną na pół. Odstawiamy na miesiąc do szafki. Po tym czasie wyjmujemy wanilię i filtrujemy.
7.10.2015
Wegańskie Banoffee Pie - bez cukru i mąki
To ciasto zrobiłam dla moich chłopaków z okazji ich święta.
Przygotowuje się je banalnie, nie wymaga pieczenia, a smakuje
rewelacyjnie. Moim zdaniem lepiej niż oryginalna wersja, która jest zdecydowanie za słodka. Przepis pochodzi od erVegan.
Składniki:
spód:
spód:
- 1 ½ – 2 szklanki orzechów (dałam włoskie, laskowe i migdały)
- 10 – 15 sztuk namoczonych daktyli * (dałam 15 sztuk )
- szczypta soli i odrobina wody
masa kajmakowa:
- 2 szklanki daktyli *
- 1 spora łyżka masła orzechowego
- 3-4 banany (plus odrobina soku z cytryny)
- woda po moczeniu daktyli
krem:
- 1 duża puszka tłustego mleka kokosowego, schłodzonego przez całą noc
- 1- 2 łyżki soku z cytryny
- kakao do posypania
Wykonanie:
Daktyle
zalać wrzątkiem i odstawić na około 10 - 15 minut. Orzechy zmiksować
dość drobno. Dodać 15 sztuk namoczonych daktyli i ponownie razem
zmiksować. Dodać łyżkę - dwie wody z moczenia daktyli tak, żeby masa
dała się formować.
Formę 18
cm wyłożyć folią. Zmiksowaną orzechowo - daktylową masę wyłożyć na dno i
boki formy i ugnieść. Formę wstawić do lodówki do schłodzenia.
Pozostałe
daktyle wyjąć z wody (wody nie wylewać) i zmiksować z masłem orzechowym
dodając stopniowo wodę z moczenia daktyli (ja dodałam kilka łyżek).
Konsystencja ma być o kremowej konsystencji.
Z
lodówki wyjąć schłodzony spód. Wyłożyć na spód pokrojone i skropione
sokiem z cytryny banany. Na banany wyłożyć masę daktylową (kajmak).
Ponownie wstawić blachę do lodówki.
Tłustą
część mleka kokosowego (bez wody, schłodzonego przez całą noc) przełożyć
do misy robota. Ubijać przez kilka minut dodając stopniowo sok z
cytryny (w oryginale jest mowa o soku z całej cytryny, ja dałam sok z 2 -
3 łyżek i moim zdaniem to i tak za dużo). Ubitą śmietankę wyłożyć na
masę kajmakową. Posypać kakao i odstawić na około godzinę do lodówki.
* łącznie użyłam około 400 - 450 g daktyli
5.10.2015
Izotonik według Beaty Sadowskiej
Przede mną dłuższe wybiegania, więc należy zaopatrzyć się w domowy
izotonik. Przepis na ten konkretny znalazłam w książce "I jak tu nie
jeść". Zawiera nie tylko sok z cytryny (limonki), syrop z agawy (czy
miód), ale też nasiona chia. Dzięki nim izotonik nie tylko świetnie
nawadnia, ale też powoduje, że nie delikatnie się najadamy.
Składniki:
Wykonanie:
Do wody wrzucić nasiona, dodać syrop z agawy lub miód, sok oraz sól i wymieszać. Zabrać ze sobą na trening.
Składniki:
- 1 szklanka letniej wody
- 1 łyżeczka nasion chia
- 1 - 1,5 łyżeczki syropu z agawy (lub miodu)
- sok z połowy lomonki
- szczypta soli morskiej (nie ma w oryginalnym przepisie)
Wykonanie:
Do wody wrzucić nasiona, dodać syrop z agawy lub miód, sok oraz sól i wymieszać. Zabrać ze sobą na trening.
2.10.2015
Nalewka dyniowa
Kiedy rok temu Jola pokazała
u siebie nalewkę dyniową natychmiast pokroiłam dynię i zabrałam się do
pracy. Na tę konkretną nalewkę trzeba długo czekać, ale zapewniam, że
każdy dzień jest tego warty. Nalewka jest mocno korzenna, niezbyt
mocna, ale bardzo aromatyczna.
Składniki:
- miąższ z 1 dyni około kg lub trochę więcej
- 1 l wódki( lub spirytus wymieszany z woda pół na pół)
- 1 szklanka wody
- 1/2 kg cukru
- 10 goździków
- kawałek kory cynamonowej
- kawałek świeżego imbiru (ok 2 cm)
Wykonanie:
Dynię
obrać ze skórki i miąższ pokroić w kostkę ok 1 cm. Imbir obrać i
pokroić na plasterki i wrzucić do słoja razem z dynią. Dodać goździki i
cynamon i wszystko zalać alkoholem. Odstawić na około 2 tygodnie w
ciemne i chłodne miejsce. Następnie nalewkę przefiltrować (używam
filtrów do kawy, uzbroić się w cierpliwość, bo trwa do długo). Zagotować
wodę z cukrem i dodać do przecedzonej nalewki (w oryginalnym przepisie
była mowa o wlaniu do gorącego syropu, ja jednak wlewałam do
chłodnego). Nalewkę przelać do butelek i odstawić na pół roku. 30.09.2015
City Trail - 26.09
To był
szalony dzień. Wszystko było ładnie zaplanowane, ale plany to jedno a
realizacja to drugie. Od rana padał deszcz, okropny deszcz. Trzeba
było więc zawieźć syna na wolontariat samochodem, bo
kilkunastokilometrowa jazda rowerem w taką pogodę mogła skończyć się
tylko chorobą. Pojechaliśmy na 8, ale przez prawie 50 minut szukaliśmy
biura zawodów. Tak to jest, jak się niezbyt dokładnie przeanalizuje
mapkę i zapomni o jednym szczególne - okolice Kempingu Dąbrowa. Kiedy
już dotarliśmy miałam tylko 50 minut na ponowny dojazd do domu, zabranie
córki i dotarcie z nią na linię mety.
Szybka
jazda do domu a w międzyczasie telefony do chorego małżonka, żeby
spakował dla mnie to co trzeba i wyszykował córę do startu. Kiedy
podjechałyśmy już we dwie na parking do startu kategorii D2 były tylko 2
minuty. Szybki bieg na start (co oznaczało, że moja 9-latka zamiast
600 m pokona ich prawie drugie tyle), przypinanie numeru startowego
(bardzo dziękuję jakiejś pani za podanie agrafek) i wystartowali. Córa
dobiegła na metę wykończona i niezbyt zadowolona. Dlaczego? Bo nie
miała siły. Moja wina, wiem. Trzeba było to jakoś inaczej zaplanować.
No nic poprawię się następnym razem.
Kiedy
trwały kolejne starty City Trail Junior, ja przebierałam się w ciuchy
biegowe w samochodzie. Nic fajnego, ale nie było wyjścia. Deszcz lał
nadal, chociaż już trochę mniejszy, córa trochę się nudziła, a ja
stanęłam na linii startu. Pierwsze metry dość ciasne, błoto, kałuże a
ja zupełnie nie mogłam wbić się w swój rytm. Z tego całego zamieszania
nie miałam przy sobie telefonu, ani nawet zwykłego zegarka. Biegłam na
wyczucie, nie miałam pojęcia czy szybko (no dobrze wiedziałam, że nie),
czy wolno. Starałam się tylko nie przewrócić i nie skręcić kostki. Na
metę dobiegłam z czasem netto 26:29. Szybko nie było, ale bieg znowu
nauczył mnie pokory. Jednak przełajówki w deszczu to coś innego niż
bieganie po lasach przy ładnej pogodzie.
Czy mi
się podobało? Oczywiście, że tak. Czy chcę jeszcze raz? Oczywiście,
że tak. Powiem więcej. Córze też się spodobało. Po pierwszym
zniechęceniu szybko zmieniła zdanie. Spodobał jej się nie tylko bieg,
ale też pomoc bratu przy wolontariacie. Już odliczamy dni do kolejnej
edycji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)