Tym
razem pojechaliśmy wszyscy wcześnie rano. Chwilę po ósmej byliśmy już
na miejscu. Syn zaczął swój wolontariat, a ja z córką miałam czas na
spacery i oglądanie otoczenia. Odkryłyśmy, że niedaleko są przepiękne
pawie.
Przed 10
na starcie stanęła córka. Pięknie przebiegła swoje 600 m z wielkim
uśmiechem na twarzy. Zameldowała się jako 4 z dziewczyn (na 4 biegnące,
ale nie szkodzi, bo najistotniejszy jest ogromny uśmiech). Na mecie
dzieciaki dostały prezent od sponsora - śniadaniówkę, która jest
codziennie pakowana do plecaka.
Chwilę
potem na linii startu pojawił się syn. Konkurencja tym razem była
większa. Na końcówce pierwszego okrążenia syn poślizgnął się na mokrych
liściach i przewrócił. Szybko jednak się podniósł i pomimo stłuczonego
kolana pobiegł dalej. Adrenalina musiała nieźle działać, bo gnał jak
szalony. Czas nieco słabszy niż ostatnio, ale na finiszu przyspieszył
nieźle, pomimo tego, że i tak zwycięstwo było jego.
Na koniec bieg główny - 5 km. Muszę
przyznać, że to był świetny bieg. Nie chodzi o czas, bo ten był słabszy
niż poprzednio, ale o to jak się czułam podczas biegu. Endorfiny na
najwyższym poziomie, sama przyjemność. Na finiszu wyścig z
współzawodniczką, przegrany o sekundę, przybita piątka i zakończyłam z
przyzwoitym czasem 25:43 netto. Teraz czekamy na 4 edycję. Już za
tydzień.
Zdjęcie pochodzi ze strony organizatora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.